Zanim (mam taka nadzieję) obejrzymy długo zapowiadany film o legendarnym dywizjonie myśliwskim 303, warto przeczytać chociaż jedną książkę poświęcona tej dzielnej jednostce drugiej wojny światowej. I nie będzie to drodzy czytelnicy Arkady Fiedler.
Nikt z taką sympatią nie pisze o naszym kraju jak pewna amerykańska pisarka urodzona na odległych i egzotycznych wyspach Hawajach oraz pewien Kalifornijczyk — Lynnie Olson i Stanley Cloud, o nich bowiem mowa, są autorami najbardziej afirmatywnej powieści o słynnym Polskim dywizjonie myśliwskim. No i kto mógł przypuszczać, przecież krytyczne i surowe monografie dywizjonu wychodzą spod polskich piór. I dobrze, że wychodzą, jeśli trzeba skorygować listę zestrzeleń w imię zbliżenia się do historycznej prawdy, to tak trzeba, i basta! Jednak taką powieść jaką napisali sympatyczni autorzy ze Stanów Zjednoczonych, ciężko w naszych rodzinnych polonikach znaleźć. Opisują, w niesamowicie emocjonujący sposób, losy kilku pilotów, ich barwne przygody, kiedy przebijali się do walczącej wciąż Anglii, wyspy ostatniej nadziei. Formowanie się dywizjonu i wreszcie chwalebne dni września i października 1940 r. kiedy to Polacy uratowali wyspę. Nie bójmy się tego określenia, w październiku, kiedy straty młodych niedoświadczonych, angielskich pilotów były koszmarne, doświadczeni wyjadacze znad Wisły, którzy wcześniej bili się już w dwóch kampaniach, stanowili częstokroć prawie 40% angielskich sił myśliwskich. Był to niezastąpiony zastrzyk, dosłownie krwi, dla brytyjskich dywizjonów. Oni uczyli anglików nie tyle jak walczyć, ale jak przeżyć, co po krwawych pięciu miesiącach, kiedy Anglia straciła ponad 2 tysiące samolotów było najważniejsze!
Co jednak w książce jest widoczne, to zacięte walki nowo utworzonych sił powietrznych walczących dzielnie z Niemcami, ukazane na tle, dla autorów NIEDOPUSZCZALNEJ, zdrady Stanów Zjednoczonych i Anglii na swoim wiernym sojuszniku Polsce. I już na samym początku książki mamy pewne wydarzenie, które tak rzadko u Polskich historyków można znaleźć — Londyńską Paradę Zwycięstwa z 1946. Zabrakło na niej Polaków, bo nie podobali się Stalinowi, a zachód tchórzliwie ustąpił, maszerowali inni, nawet państwa, które straciły kilkudziesięciu ludzi, czyli tyle ile w ciągu całej wojny jeden dzielny dywizjon… 303.