Drodzy Czytelnicy, jeżeli zdecydujecie się przeczytać „Oko świata…” to zapomnijcie o przyjemnym obrazie Turcji, znanym Wam z reklam telewizyjnych biur turystycznych czy Turkish Airlines, przewodników National Geographic i innych im podobnych. To nie jest łatwa książka, to nie jest także historia miasta na miarę „Jerozolimy” Simona Sebaga Montefiore, mało tego, Istambuł jest tutaj tylko bohaterem pośrednim.
Od lat przyzwyczajeni jesteśmy na Zachodzie do obrazu Turcji, w której niezależna armia pilnuje świeckości państwa. Obraz ten legł w gruzach w nocy, z 15 na 16 lipca br. Doszło wtedy do kolejnej interwencji armii, jednak tym razem, nieudanej. Prezydent Turcji, Recep Tayyip Erdoğan zachował władzę, a droga którą podąża teraz Turcja jest niepewna, a z pewnością nie jest to już droga zapoczątkowana przez Ataturka. Jednak, jak to się stało? Co tym razem zawiodło? Z pewnością nie był to proces krótki, a pewną wiedzę jakie czynniki do tego doprowadziły możemy poskładać sobie z książki Maxa Cegielskiego. W „Oku świata…” czytamy o „turkach” sprzed prawie dekady – ludziach politycznie, społecznie, kulturalnie i religijnie tak różnych i podzielonych jak tylko możemy sobie wyobrazić – Szyitów, Sunnitów, Kemalistów, Derwiszach, Partii Pracujących Kurdystanu i wielu innych, którzy wspólnie, chcą czy nie, dzielą los na tureckiej ziemi. Ich życie spaja tytułowy Istambuł – Konstantynopol, Miasto Miast, Oko świata, milionowa metropolia wchłaniająca kolejne obszary ziemi niczym dawni zdobywcy i przyciągająca kolejne osoby. Max Cegielski daje szansę wypowiedzenia się każdej stronie, stara się nikogo nie faworyzować, chociaż jest krytyczny.
„Oko świata…” można nazwać przewodnikiem, ale po ludzkich losach mieszkańców Istambułu. To książka społeczna, reporterska i jak przyznaje sam autor, niepełna oraz romantycznie przegrana, ale jakże potrzebna.
Polecam {JL}
Książka dostępna w Wypożyczalni Głównej.