O Boże – jak przyjemnie przeczytać taki list od Pana i poczuć, że są jeszcze ludzie, którzy nie tylko chcą zrozumieć, ale i rozumieją i nie wrzeszczą na każdym kroku „Polska”. Ja nienawidzę (to nawet za mało, bo we mnie to jest czymś, co po prostu przekracza własne siły) nacjonalizmu i tych wszystkich -izmów. Niech się Pan ze mnie śmieje, ale jestem zmęczony, stratowany ciągle tym samym, ciągle tymi cytatami z 19 wieku, tym ciągłym tkwieniem z głową w 19 wieku. Mnie roznosi, jest we mnie po prostu potworna tęsknota za czymś nowym, za jakimś otrząśnięciem się, zrzuceniem ciężaru katedr, zabytków, rozpływania się nad każdym kamyczkiem, kawałkiem płótna lub domem bez łazienki i wychodków tylko dlatego, że stare, że KULTURA, że och, że ach.
Należę do tych osób, których elektryzuje już sam dźwięk nazwiska: Andrzej Bobkowski. W głowie natychmiast uruchamia się cały szereg skojarzeń, przypomnień podprawionych tą ekscytującą energią, która w mózgu wywołuje pozytywne wibracje. Nie było i prawdopodobnie długo nie będzie w literaturze polskiej pisarza, który tak mocno kojarzy się z młodością, wolnością, witalnością i radością życia. To dziwne, że do tej pory żadne z kolejnych pokoleń nie ogłosiło go swoim kultowym autorem, choć nie przestaję wierzyć, że to kiedyś nastąpi, bo czytelników można podzielić na tych, którzy przed sobą mają jeszcze tę niezwykłą przygodę literacką i na tych, którzy już zostali porwani, uwiedzeni, trudno im się z tego stanu wyzwolić – nawet nie próbują. Wystarczy jeden cytat i już są pogrążeni w lekturze, a na zdystansowane spojrzenie nie ma już miejsca. Ja zdecydowanie należę do tych ostatnich. Twórca i jego dzieło – w tym przypadku nie da się oddzielić jednego od drugiego. To, co pisał, w jaki sposób pisał było dla niego sprawą niezwykle serio. Jak życie. Z zasadami, od których nie ma odstępstw. Chuligan wolności za swoją niezależność, również ekonomiczną, zapłacił wysoką cenę. Tak wybrał i był temu wierny. Cytat zamieszczony we wstępie pochodzi z listu do Jerzego Giedroycia z 1955 roku. Wydawałoby się, że trudno znaleźć coś bardziej nudnego niż zbiór korespondencji. Egzemplarz, który leży przede mną jest równie zniszczony i zaczytany jak mój prywatny – bo to tak fascynująca lektura. Dzieje przyjaźni, kłótni, sporów, godzenia się, wyjaśniania postaw, historia i sprawy bieżące, a przy okazji swoista biografia Andrzeja Bobkowskiego i credo życiowe.
Wierzę w koty i w rum, i w słońce, i w zielone drzewa, i w wolność. Chcę mieć prawo zdechnąć z głodu, jeżeli sobie nie dam rady. I żyć na litość boską, żyć trochę tak, jak mnie się podoba, a niekoniecznie tak, jak się podoba jakiejś zaś… ideologii. Amen.
Prawie do końca swoich dni prowadził notatnik, jego fragmenty zostały dołączone do książki. Ostatni datowany zapis sporządził 22.12.1960 roku: „Chłodny wieczór. Odgłosy petard z ulicy. Nie myślałem, że dożyję do dzisiaj. Cieszę się życiem, choć śmierć stale stoi poza moimi plecami. Czuję ją zawsze. Przeszedłem na koegzystencję i jakoś się to udaje. Szalona rozkosz życia, zwyczajnego istnienia, kręcenia się, pracy, najdrobniejszych głupstw.” Obyśmy zawsze odczuwali taką radość życia – tego życzymy Państwu i sobie w 2020 roku! (KH)