To jedna z tych książek, której zakończenie pozostawia nas w dziwnym, trudnym do określenia stanie. Jakiekolwiek emocje, uczucia, wrażenia budziły się i towarzyszyły lekturze, to ostatnie strony kołaczą się uporczywie po głowie i zmuszają do przemyśleń. Może dlatego, że Szczerek nie jest obojętny, jemu rzeczywiście o coś chodzi. Podzielił się z nami wzrastającą pewnością, że świat wokół nas znów się przeobraża, tyle że tym razem te zmiany nie budzą ani radości ani nadziei. Mówi to z pełną powagą, a my czytając, zdajemy sobie sprawę, że jest to bardzo głębokie, osobiste przeżycie i to zobowiązuje. A swoją drogą rozmach bierze coraz większy – była krajowa „siódemka”, była Ukraina a teraz całkiem spory kawałek Europy. Podróż to specyficzna, bo choć duch Springera w postaci szyldozy, co jakiś czas się ujawnia, to jednak nie o wrażenia estetyczne tu idzie, a jeżeli już to w kontekście odpowiedzi na pytanie co mówią o mieszkańcach. Bo Szczerek próbuje zdiagnozować i zrozumieć, dlaczego podążamy właśnie w tę a nie inną stronę. A robi to w ten niepowtarzalny, specyficzny szczerkowy sposób: jeździ po wielokroć w te same miejsca, obserwuje, ogląda, ale głównie pyta – uporczywie, do znudzenia, w ciągu dnia, nad ranem, znajomych, przypadkowo spotkanych, Serbów, Chorwatów, Czechów, Słowaków, Węgrów, Łotyszy, Litwinów. Dlaczego w Europie Środkowej odbywa się wielka ucieczka od Zachodu? I co dalej? Książka dostępna w zbiorach Książnicy Karkonoskiej. (KH)