Anja Rösner: Kościół Wang. Podróż kościoła słupowo-szkieletowego z norweskich fiordów w Karkonosze.
Parafia Ewangelicko-Augsburska WANG, Karpacz 2012, format A4, ss.104
Anja Rösner: Kirche Wang. Reise ener Stabkirche von Norwegens Fjorden ins Riesengebirge.
Heiner Labone Verlag, Grevenbroich,2006.
Co wiemy o świątyni Wang?
Autor: Romuald Witczak
Po przeczytaniu tej książki mogę powiedzieć, że dotąd wiedziałem niewiele. Choć byłem w niej kilkakrotnie i zdawało mi się, że wiem sporo. Jedno wbijano mi do głowy nieustanie: kościółek jest żywcem przeniesiony ze średniowiecznej Norwegii. Tymczasem na ostatnich stronach książki czytam, że dzisiejszy Wang to czysty „budynek fantastyczny”!
Ale po kolei. Drewnianych kościółków słupowo-szkieletowych na początku drugiego tysiąclecia było w Norwegii ponad tysiąc. Powstały wraz z początkiem państwowości, co jak i u nas łączyło się z przyjęciem chrześcijaństwa. Dostępność drewna w ilościach nieograniczonych oraz wysoko postawiona sztuka ciesielska i snycerska (okręty Wikingów!) rozwiązały problem budowy świątyń w Norwegii. Przetrwały całe wieki. Bardzo powolny rozwój cywilizacyjny, utrata państwowości na rzecz Danii, epidemie zmniejszające liczebność wiernych sprawiały, że musiały wystarczać. Nowe potrzeby wynikające z reformacji i z renesansu (jak konieczność czytania Biblii, ławek do siedzenia) najpierw wymuszały tylko zmiany konstrukcyjne, potem – w miarę bogacenia się i wzrostu ludności – budowę wielkich murowanych świątyń. Drewniane kościółki słupowo-szkieletowe ulegały naturalnemu zapomnieniu i dewastacji. W wielu wypadkach ich wartość oceniano na cenę drewna opałowego.
Odzyskanie niepodległości Norwegii to dopiero rok 1814. Wtedy w ogóle zaczęła kiełkować myśl o wartości sztuki narodowej. Ale długo jeszcze bardziej podstawowe potrzeby zaprzątały Norwegów. Wykształcony w Niemczech ich rodak, malarz Johan Christian Dahl, usiłował zwrócić uwagę na masowo ginące drewniane kościółki słupowo-szkieletowe, ale nie znajdował posłuchu. Dopiero wywiezienie kościółka znad Vangu do Prus zbudziło Norwegów i kazało im docenić skarby własnej kultury. Dahl niemal w akcie rozpaczy zdołał namówić króla Prus Fryderyka Wilhelma IV, znawcę i konesera sztuki, do uratowania kościółka z doliny Valdres nad jeziorem Vang poprzez jego zakup i przeniesienie na teren Prus. Licytacja (wśród miejscowych chłopów, którzy potrzebowali drewna na opał) za 427 marek dała 18 stycznia 1841 r. kościółkowi nowego właściciela – króla Prus.
Nastąpiła rozbiórka, oznaczenie części, wykonanie dokumentacji rysunkowej i przewiezienie świątyni na nowe miejsce. Okazało się to jednak bardzo uciążliwe i powolne. Przedstawiciel króla i J. Ch. Dahla – jego uczeń Franz Wilhelm Schiertz – sam zdolny rysownik i człowiek oddany sprawie ratowania zabytku – doświadczył wielu nieżyczliwości ze strony Norwegów, wynikającej z ich ignorancji. Zmagał się też z wieloma obiektywnymi przeszkodami nim przewiózł części kościółka wodą na statkach i lądem na wozach konnych do Górnego Karpacza. Wędrówka trwała rok i zakończyła się w połowie lipca 1842 r.
Do postawienia świątyni zaangażowano miejscowego zdolnego budowniczego Hamanna. Jak po zakończeniu pracy oświadczył, do odbudowy kościółka użył zaledwie piętnastej części dawnego kościółka znad Vangu. Wykorzystał progi, narożne kolumny, główne słupy wewnętrzne, łuki kolanowe, szkielety ścian, portale, okucia drzwiowe. Wygląd ostateczny miał sięgać do wyobrażanego wizerunku średniowiecznego, a nie do formy ostatniej, gdy był rozbierany. Ale i tu nie postępowano konsekwentnie, bo np. zachowano duże renesansowe okna, które zmieniono na obecne dopiero w 1870 r. A przecież w tych średniowiecznych kościółkach zawsze panował półmrok, niewielkie ilości światła dostarczały jedynie małe okienka posadowione wysoko. Także ze względu na jego obecne funkcje nie zbudowano krużganka, który powstał później. Wykusze z dwuspadowymi daszkami są obce stylowi słupowo-szkieletowemu… Wysoką dzwonnicę z kamienia zaprojektował król. Przy norweskich kościołach słupowo-szkieletowych były one zawsze drewniane i stały w pewnym oddaleniu.
Wnętrze kościółka też zostało gruntownie zmienione. Wiele elementów (w tym ambona) wykonano na miejscu ze starego norweskiego drewna. Już w naszych czasach zdjęto z drewna ciemnobrązową farbę olejną i wtedy dopiero w pełnym blasku zalśniła wspaniała robota średniowiecznych snycerzy, a szczególnie cenne rzeźbione głowice kolumn. Teraz można docenić i próbować odczytać z płaskorzeźb treść symboliki wczesnochrześcijańskiej złączonej z nordyckimi legendami i pismem runicznym.
Najcenniejsze w karkonoskiej Świątyni Wang są autentyczne, pokryte gęstą siatką płaskorzeźb, portale. Tylko jeden z nich jest XIX-wieczny, wspaniale dorobiony przez janowickiego snycerza – Jacoba.
Budowa kościółka Wang w Karpaczu trwała dwa lata. Mimo zmian, jakich dokonano, świątynia jest zjawiskowo pięknym zabytkiem, który na stałe wtopił się w karkonoski krajobraz. A ponadto wciąż pełni swoją podstawową funkcję sakralną, dla której została przed wiekami powołana.
Na koniec słów kilka o książce. To praca niezwykle rzetelna i dociekliwa, pełna niespodziewanych szczegółów. Autorka napotykając problem, studiowała nie tylko jego istotę, ale wgłębiała się w całą otoczkę, by niczego ważnego nie pominąć. Po wielu publikacjach na temat Świątyni Wang, dopiero teraz otrzymaliśmy pracę w pełni głęboką, która może zadowolić najbardziej dociekliwego czytelnika. Książka jest dwujęzyczna, polsko-niemiecka.