Home > Zasoby > Recenzje literatury regionalnej > Galicjanie i Serbowie. Część 3. Wojna i wyjazd do Polski — Jan Bujak
Facebook
Instagram
Tiktok

Galicjanie i Serbowie. Część 3. Wojna i wyjazd do Polski — Jan Bujak

opublikowano: 2 października 2015, przez: admin

Jan Bujak: Galicjanie i Serbowie. Część 3. Wojna i wyjazd do Polski.

Wydawnictwo Ad Rem, Jelenia Góra 2014, format B5


Wojna i ojczyzna

Autor: Romuald Witczak

Wieści o napaści Niemiec hitlerowskich na Polskę przygnębiały bośniackich Polaków, ale nie wytrącały ich ze zwykłego rytmu pracy. Starzy dożywali swego żywota, młodzi łączyli się w pary i płodzili dzieci, które szybko rosły. Jednak w kotle bałkańskim znowu zaczęło bulgotać.  Nacjonaliści chorwaccy powołali swoich Ustaszy, a serbscy Czetników. Zapachniało wojną. Król Petar II ogłosił neutralność Jugosławii, ale w 1941 roku Niemcy bez wypowiedzenia wojny zaczęli bombardować Belgrad i ich wojska wkroczyły na teren kraju. Przeciwstawili się im Czetnicy, Chorwacja weszła z Niemcami w sojusz i stała się ich satelitą. Bośnia została podporządkowana Chorwatom. Na tych ziemiach powstawała partyzantka czetnicka. Sikorski powołał tu nawet w 1943 roku Polską Kompanię Wojskową, której działania zablokował jednak Stalin. Preferowani przez niego Partizany, powołani byli by przeciwstawić się Czetnikom i zagwarantować komunistyczną przyszłość Bałkanów.

Początkowo Czetnicy wspólnie z Partizanami zwalczali nazistów, potem jednak z Moskwy przyszedł nakaz wrogości wobec Czetników. Polacy bywali w obu formacjach, a jeszcze często w wojsku chorwackim. Ich sytuacja była często nader skomplikowana. Zadaniem było chronić rodziny i ich polskość. We wsi kopano podziemne schrony na skrytki. To jednak nie wystarczyło, by uchować młodych mężczyzn przed wcielaniem w szeregi walczących. Polacy starali się nie mieszać do polityki, to jednak nie uchroniło ich przed powołaniem w szeregi  regularnej armii oraz jednych i drugich partyzantów. W ten sposób zdarzały się przypadki walki Polaków przeciwko sobie.

Ale nie tylko to było uciążliwe. Ciągłe żądania wyżywienia przez żołnierzy zwalczających się stron prowadziły do ruiny gospodarki. Pomoc jednym wywoływała wrogość drugich i trzecich. Nie sposób było wyjść cało z tej kabały. Jakby tego było mało, Niemcy skierowali do Bośni kaukaskich Własowców, nazywanych tutaj Czerkiesami.  Byli bezwzględni. Rabowali i gwałcili.

Terenem najpierw bazy partyzantów, potem wielkiej rozprawy okazało się pasmo górskie Kozary, niewysokie, bo mające do jednego tysiąca metrów wysokości, jednak rozległe, zalesione, pełne skał, wąwozów i jarów, do tego otoczone trzema rzekami. Niemcy postanowili przypuścić zdecydowany atak na ten teren i raz na zawsze rozwiązać problem jugosłowiańskich partyzantów. Wielu udało się ujść z kotła, wielu zginęło w walce, część jeńców wywieziono na roboty, kwitnący teren Kozary został zamieniony w wielkie pogorzelisko.

Losy bośniackich Polaków były bardzo rozmaite. Większość pozostawała na wsi, ale poszczególne jednostki znalazły swoje miejsce w miastach. Szczególnie wzruszający, ale i tragiczny był los utalentowanej wokalnie Marii Filip i dyplomaty Eugeniusza Dawidko. Smutne i tragiczne chwile przeżywali podczas wojny wszyscy zamieszkujący bośniacką ziemię. A był to wielki tygiel narodowości i religii.

W maju 1944 roku został sformowany Polski Batalion w ramach 14. Środkowo-Bośniackiej Brygady Szturmowej, potem przemianowanej na 18. Brygadę. Dowódcą był Serb, ale jego zastępcą Polak, Jan Drąg. Wielu Polaków zgłosiło się dobrowolnie, ale większość trzeba było wcielać siłą. Młodych mężczyzn brakowało, bo potrzebowali ich również partyzanci. Polska Brygada walczyła z Niemcami i Własowcami. Chyba nazbyt skutecznie, co nie odpowiadało Sowietom, bo to oni chcieli mieć największe zasługi w wyzwoleniu Jugosławii i narzucić swój system, więc odwołali polskie dowództwo i posłali Batalion na najtrudniejsze odcinki walki.

Ale docierały do nich wieści o powstaniu warszawskim i o zbliżaniu się frontów do Berlina. To wzmagało gniew na Niemców i chęć ich ostatecznego zduszenia. Gdy 9 maja 1945 roku wojna się skończyła w Bośni jej nie przerwano walk. Okrążonych Niemców Sowieci Polakom rozkazali wybić. Polski Batalion został rozwiązany dopiero 2 sierpnia 1945 roku. A liczył w tym momencie 500 żołnierzy.

Wojna się skończyła, ale zaczynały się polityczne rozliczenia. Znowu niektórzy członkowie polskich rodzin musieli się ukrywać. Nadszedł czas pomsty za zdrady. I przyszedł głód.

Powstała Polska, do której tak tęsknili, a tutaj było coraz trudniej żyć. Skłócone społeczeństwo łatwo w Polakach znajdowało wroga, któremu można było dokuczać. Przedstawiciele jugosłowiańskiej Polonii udali się do Prezydenta Bieruta, który akceptował projekt reemigracji. Okazano im do wyboru kilka powiatów na ziemiach odzyskanych i delegaci wybrali powiat bolesławiecki. W tym czasie był zaludniony zaledwie w 15 procentach.

Uzgodniono z władzami jugosłowiańskimi, że jedna rodzina może zabrać tylko 2 konie, dwie krowy, maszyny, sprzęt rolniczy, meble, odzież, żywność. Za pozostały majątek nie gwarantowano rekompensaty. Domy i ich wyposażenie pozostawiano dobrowolnie Jugosławii. Przygotowało się do wyjazdu 16 tys. osób. Zima upłynęła na żegnaniu się z sąsiadami Serbami.  Z ziemią, z obejściami, z sąsiadami to były trudne rozstania. Psów i kotów nie wolno było zabierać. Po wyjeździe psy Polaków błąkały się po lasach, łączyły w watahy, napadały. Był kłopot, musiało interweniować wojsko.

Wyjazdy zaczęły się w marcu 1946 roku i trwały w 33 transportach do września 1947 roku. Był to pierwszy w historii zbiorowy powrót emigracji do Polski. Zajęli w powiecie bolesławieckim kilka okolicznych wsi obok siebie, co pozwoliło utrzymać dobrosąsiedzkie stosunki, przywiezione z Bośni. Tutaj w domach, które wyznaczono im do zamieszkania spotkali Niemców, dotychczasowych ich mieszkańców, którzy zbierali się do wyjazdu. Dotychczasowi gospodarze często życzliwie wprowadzali ich w sposób gospodarowania. Obejścia były zupełnie inne jak w Bośni, piętrowe, wyposażone. Trzeba było opanować pewne zdobycze cywilizacyjne, których nie znali, ale to przyszło szybko.

Gorzej przechodzili prześladowania polityczne ze strony Urzędu Bezpieczeństwa, namowy do wstąpienia do PZPR, założenia spółdzielni produkcyjnej i obowiązkowe dostawy. Chcąc zyskać paszporty do Jugosławii założyli we wsi pod Bolesławcem Spółdzielnię Produkcyjną im. Ilicza Lenina i dobrze się w niej gospodarowali i co dziwne – osiągnęli cel.

Z latami wrośli w polski grunt. Nie zapomnieli jednak bośniackich tradycji. Podczas wszelkich spotkań nadal wyróżniają się spośród dolnośląskiej ludności pewnymi wyrażeniami, pieśniami, wspomnieniami, ale przede wszystkim wspólnotą losu, który ich połączył.

wszystko z kategorii: Recenzje literatury regionalnej, Zasoby <<   >>