Według socjologa Andrzeja Ledera w latach 1939-1956 dokonała się w Polsce „prześniona rewolucja”, która mimo tragedii tego okresu umożliwiła wielu ludziom niewyobrażalny wcześniej awans. Diametralnie zmieniła się też sytuacja polskich kobiet, co władze Polski Ludowej ochoczo podkreślały.
Artystycznym wyrazem zmiany stał się chociażby, rozpoznawalny do dziś, plakat z traktorzystką Magdaleną Figur. Innym symbolem, nie mniej znanym za to kolektywnym, zajęła się Olga Wiechnik w wydanej nakładem wydawnictwa Znak książce „Platerówki? Boże broń: kobiety, wojna i powojnie”. Rozgłos autorce przyniosła jej opowieść o parlamentarzystkach II Rzeczypospolitej zatytułowana „Posełki. Osiem pierwszych kobiet”.
Tym razem reporterka zabiera nas również do świata kobiet „Platerówek” – weteranek 1. Samodzielnego Batalionu Kobiecego im. Emilii Plater. Powstanie tej niezwykłej jednostki w ramach Armii Zygmunta Berlinga, było trochę kwestią przypadku, a trochę efektem skali strat na froncie wschodnim. Dla dowództwa Armii Czerwonej koniecznością okazało się angażowanie kobiet na wojnie do zadań innych niż tylko pomocnicze.
Bohaterki reportażu Olgi Wiechnik już na syberyjskim zesłaniu musiały wejść w nowe, męskie role walcząc zarazem, niekiedy bardzo skutecznie, o zachowanie kobiecości.
Ich wojenny szlak zakończył się w maju 1945 roku, co nie było kresem istnienia Batalionu jako wspólnoty.
Film „Rzeczpospolita babska” w rzeczywistości opowiada o grupie Platerówek, które razem wybrały los pionierek Ziem Zachodnich i osiedliły się we wsi Nieder Linde koło Lubania, znanej dziś jako Platerówka.
„Praca była nie tylko prawem kobiet, ale już koniecznością, bo trzeba było się z czegoś utrzymać. Moje bohaterki odczuwały presję, żeby uzupełniać wykształcenie przerwane przez wojnę” – mówi sama autorka o trudnym losie, który czekał uratowane z Syberii żołnierki. W okresie pokoju zostały wrzucone w system, który choć oficjalnie wprowadzał pełne równouprawnienie, to za sprawą wciąż decydującej roli mężczyzn nie był w stanie wdrożyć zmian. Co istotne mówimy o kobietach, które w czasie wojny posiadały stanowiska dowódcze i wydawały rozkazy wojskowym obojga płci. W nowej Polsce musiały mierzyć się z niechęcią, bywało że nawet członków najbliższej rodziny i niszczeniem reputacji w sposób obrzydliwy. Jak gorzko pisała jedna z nich, Wanda Łoziczonek – „Mężczyźni bardzo często wyśmiewają i mówią, że kobieta, która była w wojsku nic nie warta, że kobiety w wojsku nie walczyły, ale były tylko dla przyjemności oficerów”. Później dodaje jednak z dumą – „Jestem twarda jak stal – tylko jedno, że mam coraz to słabsze zdrowie”.
„Platerówki” to trudna i bolesna opowieść o zmianie, jaka dokonywała się na przestrzeni nie kilku, ale kilkudziesięciu lat. Inaczej niż w filmie losy obywatelek „Rzeczypospolitej babskiej” nie zawsze kończyły się happy endem rozumianym jako rodzinne szczęście. Autorka książki pisze wręcz o nieufności, z jaką ich potomkowie, zamieszkujący do dziś Platerowo, reagowali na pytania o biografię ich matek czy babć. Z pomnikami jest bowiem tak, że pod cienką warstwą brązu i marmuru kryje się wiele goryczy. (em)