W XVIII wieku w okolicach Złotoryi mieszkała spora grupa Schwenkfeldystów. Ta mniejszość religijna, mimo, że żyjąca w ciszy i w zgodzie z sąsiadami, spędzała sen z powiek lokalnemu pastorowi Joahannesowi Neanderowi. Jego ukochany kościół, piękny i duży, od jakiegoś czasu nie wypełniał się po brzegi wiernymi. Ewangelicy z Kotliny Jeleniogórskiej, dzięki interwencji króla szwedzkiego Karola XII, dostali zgodę na budowę własnych świątyń. Przecież Schwenkfeldyści to też ewangelicy, którzy zbłądzili i odeszli od kościoła Marcina Lutra ulegając mistycznym wizjom Caspara Schwenkfelda. Pastor podejmował różne działania, by członkowie zgromadzenia wrócili na właściwą drogę, wdawał się w dyskusje z patriarchą Georgem Hauptmannem, donosił na niepokornych do Legnicy, stając się przyczyną wielu nieszczęść. Niczym to było jednak w porównaniu z działalnością jezuitów, którzy zostali przysłani do Twardocic, by rozwiązać problem ze Schwenkfeldystami. Nastały straszne czasy dla nich, ale również dla pastora. Różnice w doktrynach religijnych zostały wplecione w konflikt polityczny, który dotknął ludzi winnych tylko tym, że słuchali nauk Caspara Schwenkfelda. Powieść Fedora Sommera w znacznej mierze opiera się na faktach i przedstawia tragiczne losy konkretnej grupy ludzi wciągniętych w spory religijne, w których nie chcieli brać udziału. Ciepły stosunek autora do bohaterów świadczy o tym, że Sommer szczerze współczuł mniejszości religijnej ludzi oddanych ziemi i własnej rodzinie. Historia zapisana w książce to opowieść o tolerancji i dialogu między kulturami, których jeśli brakuje doprowadzają do dramatu. To także spora dawka informacji na temat różnic pomiędzy wyznaniami i ich wyznawcami, którzy mieszkali na Dolnym Śląsku oraz o historii. W połączeniu z wciągającą, wartką fabułą i sugestywnymi bohaterami, których albo się lubi albo zupełnie przeciwnie powieść ta jest doskonałą lekturą. Fedor Sommer ostatnie lata swojego życia spędził w Jeleniej Górze. Książka dostępna w zbiorach Książnicy Karkonoskiej. (JJ)