Trzynaście kobiet, których losy czasami na parę lat, czasami na chwilę, przecięły się z losami Brunona Schulza. Tytaniczna praca Anny Kaszuby-Dębskiej w poszukiwaniu materiałów w polskich i zagranicznych archiwach mogła być wykonana tylko wtedy, gdy u źródeł tkwi fascynacja osobą i dziełem twórcy. Ale to kobiety dominują w tej książce, ich świat jest odtwarzany i na ile to możliwe – konstruowane koleje życia. Ciekawe, czy autorka zdaje sobie z tego sprawę, ale Schulz to przewidział – na większości jego rysunków zobaczymy triumfujące postacie kobiece w towarzystwie karłowatych i korzących się mężczyzn. Był chorobliwie nieśmiały, ulegał depresji i hipochondrii. A jednak jego geniuszu nie sposób było nie zauważyć. Jedna z bohaterek, pianistka Maria Chaim koresponduje z największymi sławami swojego czasu. Po wybuchu wojny, w obawie przed nazistami, niszczy wszystkie listy, tylko te od Schulza zabezpiecza, aby mogły się zachować. Miał szczęście do kobiet mądrych i inteligentnych, które natychmiast rozpoznały siłę i skalę jego talentu. Jakie to szczęście, że pisał do nich listy. Rachela Auerbach, dzięki której odnalezione zostało archiwum Emanuela Ringelbluma, przekonuje Schulza, że jego twórczość to rewelacja na miarę światową i nie pomyliła się. Ale to dzięki Deborze Vogel wyłonił się pisarz Bruno Schulz. Wymianie korespondencji towarzyszą swoiste „postscriptumy”, czyli oszałamiająco oryginalne opowiadania o ojcu. Zasługą Debory jest nie tylko to, że powstają i są kontynuowane, ale to ona właśnie uruchamia cały łańcuch zdarzeń, doprowadzający Schulza do Zofii Nałkowskiej, która ostatecznie podejmuje decyzję o publikacji „Sklepów cynamonowych”. Najbardziej wzruszający rozdział dotyczy Anny Płockier i barwnej borysławsko-drohobyckiej bohemy artystycznej. Z ułamków, mikrośladów, fragmentu listu czy wspomnienia autorka stara się odtworzyć losy młodych twórców, pozostawiając znaki zapytania w miejscach pustki. Wydobywa i przywołuje ich z niebytu. W czułych detalach i drobiazgach opisuje zdjęcia, przedstawiające grupę znajomych, którzy w czasach szaleństwa próbują zachować radość życia i rozmawiać o tym, co ich najbardziej intryguje – o sztuce. Nieliczne ocalałe pamiątki po zamordowanych przyjaciołach, w tym listy Schulza, zawdzięczamy poecie Marianowi Jachimowiczowi, który po wojnie znalazł swoje miejsce w Wałbrzychu. Nie sposób o tej książce napisać wszystkiego w paru zdaniach, a tak chciałoby się o każdej z tych kobiet chociaż wspomnieć! Na przykład o tej pani, której fotografia widnieje na okładce. To Jeanette Suchestow, też z Drohobycza. Dla niej oszalał (i nie tylko) książę Michał Radziwiłł. Cóż to był za romans! Wojna i eksterminacja obróciły wniwecz tamten świat. Pozostaje żal i tęsknota za tym, co zostało zabite, zanim na dobre zdążyło się rozwinąć.
Książka dostępna w zbiorach Książnicy Karkonoskiej, a my zapraszamy na Narodowe Czytanie. 7 września, Plac Ratuszowy i strażacka oprawa noweli Brunona Schulza „Mój ojciec wstępuje do strażaków”. Będzie się działo! (KH)