Julian Barnes nieustannie zaskakuje. Zaczęło się od „Papugi Flauberta”, powieści, która została nagrodzona w dziedzinie eseju, co już samo w sobie zapowiada niezwykłe poczucie humoru nie tylko krytyków, ale i samego autora. Tym bardziej, że ten rodowity Anglik otwarcie, choć jednocześnie bardzo ironicznie mówi w niej o swojej fascynacji kulturą i literaturą francuską. Potem zaskoczył książką „Arthur&George”, jak na Barnesa pokaźnych rozmiarów, w której jednym z głównych bohaterów jest sam Arthur Conan Doyle. I jeszcze eseistyczno-wspomnieniowe teksty, pisane po śmierci swoich najbliższych, zadziwiające przede wszystkim emocjonalną szczerością, tak nie kojarzącą się z tą szerokością geograficzną. Aż przyszedł czas na precyzyjne jak zadanie matematyczne „Poczucie kresu”, za które został uhonorowany Nagrodą Bookera. Ale chyba nikt nie spodziewała się po Barnesie książki o gotowaniu, pełnej charakterystycznej autoironii i dystansu do samego siebie, z której z pewnością nie skorzystamy w kuchni, ale za to będziemy się świetnie bawić. A co jakiś czas natkniemy się na zdanie czy refleksję, która uprzytomni nam, że tu nie tylko u kulinaria chodzi. A na koniec smakowita próbka stylu autora, która po części wyjaśnia pojawienie się Pedanta w tytule: „Po każdy nowy przepis (…) Pedant sięga dręczony starymi lękami (…). Jak duży jest kawałek, ile to jest porcja albo kapka, kiedy kilka kropli przeradza się w deszcz? Czy szklanka to pojęcie ogólne i mało precyzyjne, czy też dokładna amerykańska jednostka miary? Czemu mówi się, żeby dodać kieliszek czegoś, kiedy kieliszki mają wiele różnych rozmiarów? Albo (…) co powiecie na tę wskazówkę autorstwa Richarda Olneya: Wrzućcie tyle truskawek, ile zmieścicie w złączonych dłoniach”? No naprawdę. Czy mamy napisać do wykonawców testamentu nieżyjącego pana Olneya i zapytać, jakiej wielkości były jego dłonie?” Wybornej lektury i zdecydowanie mniej dylematów podczas przedświątecznych przygotowań! Książka dostępna w zbiorach Książnicy Karkonoskiej. (KH)