Janusz Styczeń: Furia instynktu.
Biuro Literackie, Wrocław 20011, s.84
Eros z filiżanką kawy.
Autor: Jan Owczarek
Sfera zachowań erotycznych zaowocowała całą masą sygnałów kulturowych, dalekich od pierwotnych form kodu seksualnego. Sygnały te jednak nie dają pewności, że są właśnie takimi, za jakie gotowi jesteśmy je uznać. Skrępowana przez kulturę erotyka staje się źródłem cierpień, sferą niepewności, która potrafi przerodzić się w rezygnację, wywołuje lęk, a czasem – agresję. Wrocławski poeta Janusz Styczeń, autor utworów poetyckich, w których odniesienia do sfery intymnej pojawiają się zarówno w jego poezji jak i w daramacie, podejmuje próbę umieszczenia w jednym zbiorze poetyckich obrazów różnorodnych zachowań, w których wyraża się tytułowa „Furia instynktu”. Ten dość szczególny tomik jest właściwie swoistym traktatem, w którym autor nie pisząc językiem psychologii czy psychiatrii, a językiem poezji, uruchomia w wyobraźni czytelnika całe spektrum sytuacji związanych z erotyką, a jednocześnie owe sytuacje, momenty (zachowajmy dwuznaczność tego wyrazu), mające w sobie soczystość konkretu, podnosi do rangi zdarzeń ową konkretność przekraczających i stawiających pytanie o ich sens.
Pożądanie i etykieta
W poetyckiej rekwizytorni tego zbioru pojawia się filiżanka kawy. Konotacje tego desygnatu są wielorakie i mogą być różnie pojmowane w różnych kręgach cywilizacyjnych. W świecie Zachodu kawa stała się początkowo znakiem kojarzącym się z elitarnością. Zresztą także dzisiaj kawa jest uznawana za „napój inteligencki”. Pije się ją w biurach, pokojach nauczycielskich, na konferencjach biznesowych i naukowych. Jednak kawa jest dzisiaj, gdy spojrzymy na picie tego napoju w kategoriach kulturowych, bardziej wyrazem pewnego snobizmu niż elitarności. Picie kawy to wszakże też rytuał wymagający czasu, ale dający zajęcie rękom i stanowiący z jednej strony most łączący między wspólnie pijącymi ją ludźmi, a z drugiej – barierę, która od drugiej osoby jakoś odgradza, tworzy warstwę bezpieczeństwa w sytuacji kontaktu. Kawa jest też, jak u Stycznia, swoistym fetyszem, sugestią, nie wyrażoną wprost deklaracją o erotycznym wyrazie, zaproszeniem do flirtu. Już w pierwszym z wierszy „Furii instynktu” pojawia się kelnerka niosąca filiżankę kawy:
dziewczyna niesie filiżankę kawy, nie spiesz się,
kiedy doniesie kawę na miejsce, historia skończy się. (…)„Dziewczyna niosąca filiżankę kawy”
Banalny fakt prowokuje poetę do napisania traktatu. Styczeń zatrzymuje to wydarzenie w bezmiarze Czasu i nadaje mu status trwałości. Już na pewno ono w nim pozostanie, nie ulotni się, nie zniknie. To uświadomione poczucie niezniszczalności owej chwili, gdy dziewczyna niesie filiżankę kawy, staje się źródłem dostojeństwa tego momentu, który widzimy jak kadry filmu pokazywanego w zwolnionym tempie:
Wszyscy podziwiają jak dziewczyna idzie przez Czas,
a może obok Czasu,
jak się nie śpieszy,
Jakby sam czas ją podziwiał i się uśmiechał (…)
Wydarzenie staje się już w trakcie jego trwania faktem autonomicznym wobec konkretnej rzeczywistości, przekracza ramy powszedniości, staje się ideą niesienia filiżanki kawy. Filiżanka niesionej przez dziewczynę (kelnerkę?) kawy jest sytuacją tak często obserwowaną, powtarzalną, że nagle przestaje być jednostkowym aktem. Jest zdarzeniem wychylonym w wieczność. Staje się uniwersum wyrytym teraz – dla nieskończoność. Jakby sam Czas pozwalał dziewczynie spokojnie i powoli,/ tak zupełnie poza Czasem,/ tę kawę do siebie, Czasu, donieść.
Filiżanka staje się fetyszem. Jej fetyszyzacja dokonuje się mimowiednie. Obecna w jako przedmiot w rozlicznych sytuacjach damsko-męskich utrwala się w pod/świadomości jako ich niezbędny kulturowy rekwizyt. Może być filiżanką herbaty, jak w wierszu „Wilgotne naczynie”. Tytuł utworu niewątpliwie korzysta z dość mocno utrwalonego erotycznego zabarwienia tego wyrażenia. Obraz dziewczyny nalewającej herbatę do filiżanki stanowi kwintesencję kobiecej samotności. Powiedzmy szczerze – samotności spragnionej erotycznych doznań, niezaspokojonej, pełnej oczekiwania na pieszczotę, otwierającej się na nią delikatnie swoim wilgotnym naczyniem (świadoma ambiwalencja znaczeń w wierszu), dyskretnie naga w ścianach swojego pokoju, przed lustrem odbijającym ją razem z dzbanem pożądania, którym chciałaby przywołać, wzbudzić pożądanie mężczyzny:
(…)chciałaby podać tę filiżankę nieobecnemu mężczyźnie,
trzyma ją napełnioną herbatą,
pieści filiżankę jakby to było inne naczynie,
napełnione miłością aż po brzegi,
i jakby to swoje cielesne naczynie
dziewczyna wystawiała ponad stół(…)
Dziewczyna przybliża do okna
napełnioną filiżankę,
jakby chciała, żeby jej naczynie miłosne
było widzialne z daleka (…)
Owo naczynie miłosne krzyczy swoją obecnością w oknie do upragnionego spotkania z mężczyzną, do ciała mężczyzny (co wynika w sposób dość oczywisty z dwojakości rozumienia wyrażenia użytego w tytule i w wierszu). Napełniające się pożądaniem, przelewającą się w nim furią instynktu. Instynkt ten wciąż jednak będzie tkwił ujarzmiony ograniczeniami etykiety i mechanizmami wewnętrznego hamowania w dzbanie jej nienasyconego ciała.
Furia dyskretna
Relacje płciowe między kobietą i mężczyzną to nieustające zmaganie instynktownych pragnień z formami zachowań wymuszonymi przez normy społeczne. Zmaganie między naturą i kulturą. Janusz Styczeń bada poetycko owo napięcie między tymi przestrzeniami, interesuje go moment przekraczania niepisanej granicy, która za każdym razem jest inna. Nagość jest sama w sobie sygnałem erotycznym. Nawet skryta pod suknią, zasłonięta. Ale czy nagość zasłonięta to jeszcze nagość? Wydaje się, że dla Stycznia – tak. To nagość wydobywana wyobrażeniem, pożądaniem. Kobieta jest mniej naga, gdy jest sama. W obecności mężczyzny jej nagość wzrasta. Potęguje ją uwarunkowana kulturowo semantyka seksualności. Można się jednak nią znużyć, zawiesić. I spojrzeć na nagą kobietę jako istotę, która obnaża się z ciała, żeby pokazać swoją sferę duchową, duszę. Nawet jeżeli to wyobrażenie samej kobiety o własnej nagości:
Kobieta wygląda jak rzeźba siedzącej kobiety,
zastanawia się, jakby to było, gdyby rzeczywiście
była rzeźbą
i gdyby ktoś usiłował ją przedstawić w tej pozycji
przed oknem
i gdyby nie mógł jej ruszyć
i gdyby musiał oswoić się z tym, że ona
zawsze z tego fotela będzie wyglądała przez okno
na świat nocy (…)(Kobieta nocna kobieta dzienna)
Sam tytuł wiersza, będący jakąś reminiscencją tytułu znanej powieści współczesnej pisarki, sugeruje odmienność sytuacji egzystencjalnej tej samej osoby o różnych porach dnia. Kobieta potrafi stać się rzeźbą (Pigmaliona?) ożywianą „furią instynktu”. Ale może być dostrzeżona jako naczynie i to nie tylko w jego wzniosłym poetyckim znaczeniu, ale także jako seksualny manekin:
Mężczyzna doznaje tak wielkiej obecności kobiety,
jakby kobieta wypełniała cały pokój,
jakby w tym pokoju mężczyzny nie było,
jakby oglądał kobietę zza okna,
i na chwilę nieruchomieje z przerażenia,
że to manekin, że to wielka erotyczna lalka,
kobieta jakby to potwierdzała,
na chwilę znieruchomiała z podwiązką w rękach,
jakby się zastanawiała, czy zostać lalką,
wielką, erotyczną,
Czy stać się z powrotem kobietą (…)(Kobieta wdziewająca pończochy)
To jakby doznanie dwóch skrajności. Pokój wypełniony przez kobietę (jej kobiecość rozpisaną na setki rekwizytów istniejących w mieszkaniu), ożywiony jej obecnością, już samym wystrojem uruchamiający pewne skojarzenia, by w jednej chwili sama kobieta została urzeczowiona. Jej obecność w pokoju staje się martwą obecnością manekina, a nawet jest to obecność erotycznej lalki, służącej jedynie do zaspokajania elementarnego seksualnego popędu. W tomiku Stycznia kobiecość jest rozpisana na wiele głosów. Od niewinności dziecka po wulgarność prostytucji, od czułości i wzniosłości po brutalność i upodlenie. Wiersze w „Furii instynktu” stanowią bogatą galerię zachowań, których ujawnia się ślepy instynkt niejednokrotnie ubrany w bogate i ciężkie szaty kulturowego kodu, ukryty za gestami, pod warstwami ubioru, ukryty w milczeniu, oczekiwaniu, w słowach i nagłych odruchowych erotycznych zachowaniach. Niejednokrotnie to są obrazy furii wyhamowanej, płonącej nienasyconym ogniem w ciele bez możliwości natychmiastowego spełnienia. To feeria różnych sytuacji, w których seksualność jest albo bezpośrednia lub – niekiedy – zamaskowana. A może to wszystko jest doświadczaniem seksualności cudzej, która wydaje się intensywniejsza, barwniejsza i ciekawsza, niż możliwość fizycznego spełnienia z osobą będącą tuż obok? Chociaż bohaterkami wierszy są kobiety, to przecież wciąż są oglądane męskimi oczyma. Oczyma chłopca, młodzieńca, doświadczonego mężczyzny, mężczyzny starszego. Czy tajemnica kobiety zostaje tu jakoś odsłonięta, zdemaskowana? Wydaje się, że Janusz Styczeń nie ma takiego zamiaru. Kobieta wciąż pozostaje jakoś nieodgadniona w tej swojej skrytej „furii instynktu”. Nawet brak drugiej osoby zostaje wypełniony jej wyobrażeniem („Nieustające rozstanie”).
Czas zagubiony w czasie
Człowiek nie jest w stanie się uwolnić od pragnienia, które jako tabu oplata siecią znaków, stereotypowych zachowań, dających się odczytać (bo właśnie po to jednak są rozpoznawalne, żeby wzmocnić siłę erotycznego przyciągania). Nawet śmierć osoby, z którą wiązały się uczucia, nie zamyka erotycznych wspomnień, które ulegają nawet pewnej sublimacji („Szminka”). Podobnie we śnie. „Zamyślona Penelopa” nie pamięta sennych wędrówek i spotkań z Odyseuszem. W tym wierszu znów ujawnia się niepewny status Czasu, jego epistemologiczna nieuchwytność. Twarz Penelopy jest twarzą ponadczasową, twarzą wszystkich kobiet oczekujących na swojego męża. Ta powtarzalność właśnie (od niesienia filiżanki się zaczynająca) gestów, twarzy, sytuacji stawia Czas pod znakiem zapytania. Bo może go po prostu nie ma. Może wciąż trwa to samo w rozlicznych kombinacjach, jakby czas wciąż płynął i nie mógł dopłynąć:
Czas jest Odyseuszem, który do niej płynie,
i nie może dopłynąć,
jakby czas zapomniał o sobie,
o tym, ze musi być Czasem (…)(„Zamyślona Penelopa”)
Czas pozostaje tajemnicą. Wymyka się ludzkiemu postrzeganiu, przekracza jego granice. Nawet fakt śmierci niczego nie zamyka ostatecznie. Czas bowiem trwa ale niekoniecznie jako kontinuum lecz jako kategoria, którą by należało nazwać bez-czasem. W wierszu „Tutanchamon” jego bohater cieszy się swoim nowym – pośmiertnym – statusem, który chciałby widzieć jako spoczynek = odpoczynek wieczny. Bezczasowość tej sytuacji nie zapewnia mu jednak komfortu nieistnienia. Brak poczucia upływu czasu uniemożliwia smakowanie zdarzeń świata, a nawet tego, czego faraon doświadczył podczas życia. W nie-życie faraona wkracza jednak ponownie czas wraz z ekipą archeologów, którzy weszli do jego grobowca po trzech tysiącach i dwustu latach. Podobnie w wierszu „Śmierć gwiazdy” przedśmiertny okrzyk znanej kobiety (gwiazdy, artystki) zamienia się w ciszę „jakby sam Czas też ucichł, tak bardzo/ że cały zmieścił się w dalekim kamiennym Sfinksie”.
Eros ukryty w pamięci
Miłość kobiety trwa nawet po śmierci ukochanego mężczyzny. Łączą go z nią nici wspomnień, wypełniające jej czas. Ta obecność intensyfikuje się w momencie otrzymania przez nią listu od niego, już nieżyjącego. Ich wzajemna komunikacja wciąż trwa. Przeradza się w potencjalny dialog, który dopełnia dotychczasowe relacje dwojga osób. Jest kodą jedynie dla dotychczasowej sytuacji egzystencjalnej związku, bo jednocześnie otwiera jej nową, wysublimowaną, ale niepozbawioną cielesnych odczuć fazę. To przedmioty potrafią zatrzymać to co minione, wydają się trwalsze od wydarzeń i ludzi. W jednym z kolejnych wierszy znów pojawia się filiżanka – pamiątka i świadek erotycznych związków:
(…) kładł usta na śladzie jej ust,
całował ją poprzez filiżankę, (…)
całując ślad jej ust jakby płytę grobową odsuwał
i jej umarłe usta całował(…)
brał filiżankę, starannie owijał w papier,
szedł na cmentarz i nad jej grobem
wyjmował filiżankę, całował jej usta,
i widział jej duszę, jak na to patrzy,
jak uśmiecha się smugami słońca(…)(…) już wie, ze pieczęć ust zmarłej
Jest na całym jego życiu.(„Szminka”)
„Furia instynktu” Janusza Stycznia jest dość szczególnym poetyckim zapisem. Razem ten ciąg wierszy stanowi swoisty traktat, którego tematem jest uczucie i fizyczne pragnienie, tęsknota za erotycznym kontaktem, także smutek wynikający z fizycznego i duchowego niespełnienia. Autora interesuje tajemna zależność pomiędzy opisywaną sferą życia a czasem, który stanowi tu czynnik immanentny a zarazem autonomiczny. Może „furię instynktu” rozpalać, a może ją gasić. Ludowa mądrość podpowiada, że miłość jest jak ogień; rozstanie małe uczucie gasi, a wielkie rozpłomienia. Bohaterowie tych wierszy zdają się potwierdzać tę prawdę. W wierszach jest mowa o pożądaniu, o jego przenikaniu ciał i dusz nawet w sytuacjach oficjalnych. Styczeń tę kolekcję damsko-męskich (ale także damsko-damskich) relacji uzupełnia o obrazy posępne i mroczne, jak z Dostojewskiego (choćby „Nocny klient”). Jakby chciał wskazać, że furia instynktu potrafi sobie znaleźć ujście w formie sprymitywizowanej i okrutnej. Jakby chciał objąć jak najszersze spektrum tego problemu. Ten zbiór obrazów dorastał w wyobraźni poety chyba od dawna. Przynajmniej od wydanych w 1989 roku „Liści księżyca”, gdzie, jak można zauważyć, pojawiają się podobne ujęcia i ten sam język poetyckiego opisu, w którym realizm komentarza otulony jest w tropy i rekwizyty wyraźnie liryczne, a sam poetycki komentarz unika oczywistości. Janusz Styczeń buduje obrazy indywidualnego doświadczenia, ukazując jednocześnie ich archetypiczność, typowość. Stają one bowiem w szeregu takich samych zachowań. Ich podobieństwo podkreślają określone rekwizyty czy gesty, z których najbardziej charakterystyczna jest pojawiająca się wielokrotnie filiżanka kawy. Czas, w którym czynności są powtarzalne, zaczyna gubić swój linearny porządek. Jego status staje się niepewny, a obrazy sytuacji są jakby swoistym deja vu. Eros ukazany w „Furii instynktu” jest spętany konwenansem, wyhamowany, powściągliwy. Krąży poskromiony i opanowany w żyłach ciemną strugą pożądania albo unosi się dyskretnie jak zapach wypijanej małymi łykami świeżo zaparzonej kawy.