Home > Zasoby > Recenzje literatury regionalnej > Wilki na granicy — Wiącek Aleksander i Ruszczyński Jerzy
Facebook
Instagram
Tiktok

Wilki na granicy — Wiącek Aleksander i Ruszczyński Jerzy

opublikowano: 4 marca 2015, przez: admin

Wiącek Aleksander, Ruszczyński Jerzy: Wilki na granicy.

 Iskry, Warszawa 1970, ss. 320, format B5


Wehrwolf

Autor: Romuald Witczak

To jest książka z czasów słusznie minionych. W tonie bohaterskiej opowieści o wspaniałych obrońcach naszych granic po wojnie autorzy przywołują dni umacniania Polski na południowo-zachodnich granicach w 1945 roku. Króluje schemat: źli Niemcy, jeszcze nie chcą przyjąć do wiadomości, że muszą stąd odejść, tworzą zmilitaryzowane grupy oporu po lasach i w górach, wspomagani przez siły polityczne z Zachodu. Równocześnie próbują wywieźć stąd zgromadzone skarby, przede wszystkim Schaffgotschów. Z drugiej strony – przeciwstawiają się temu żołnierze Wojsk Ochrony Pogranicza. Reprezentantom sił wrogich przeciwstawiony zostaje nieludzko odważny i szczęsny w swoich wszelkich poczynaniach sierżant Wierzba oraz mądry a głęboko przewidujący major Gruda.

Trup ściele się gęsto, nasi są przeważnie górą. Dużo dialogów, czyta się gładko. Mieszkańcy tej części Polski mają szanse śledzić miejsca akcji, bo autorzy będąc stąd, dobrze oddają topografię. Część akcji ma miejsce we wsi Tracze, które wtedy należały jeszcze do nas, potem znalazły się w Czechach. Ale rzecz ma miejsce na sporej długości granicy, od Karkonoszy po Pieńsk.

Gwoli historycznej ścisłości – żołnierze Wehrwolfu nie odegrali tu znaczącej roli. Ich akcje sabotażowe były niewielkie i przeprowadzane bez większego przekonania, więc łatwe do rozgromienia. Chęć wywiezienia zgromadzonego dobytku na pewno znacznie większa i często realizowana z powodzeniem, przeważnie zresztą przy pomocy Polaków i Rosjan. Jaskrawym przykładem przypadek zamku Czocha. Ale znacznie częściej skarby zostały głęboko schowane i po latach odkryte przez poszukiwaczy lub po cichu wydobyte przez właścicieli lub ich potomków. Albo zapomniane zalegają jeszcze gdzieś głęboko.

Opisane w powieści odbicie skarbu Schaffgotschów, wywożone w trumnie, to fabułka. Cała opowieść o rodzinie Schaffgotscha zawiera zresztą mieszaninę faktów i mitów. Rzeczywiście mieli trzech synów, z których drugi poszedł na wojnę i zginął pod koniec września 1939 roku. Nie poszedł starszy, bo on był przecież pierwszym następcą po ojcu. Fritzowi – synowi, który zginął – autorzy przypisali miłosną przygodę z Johanną Rader z Tkaczy, córką dróżnika. Stary Schaffgotsch jakoby nie zgadzał się na ten mezalians, bo upatrzył dla niego śliczną księżniczkę Preuss ze Staniszowa, więc młody w akcie protestu poszedł na wojnę i dał się zabić. Trzeci syn rzeczywiście był downem i zawsze znajdował się pod opieką niańki.

Gdyby nie to, że akcja książki ma miejsce w naszym rejonie, wymienia pewne autentyczne wydarzenia i osoby, nie byłaby w ogóle warta czytania. Ale jej wartość podnosi fakt, że Książnica Karkonoska ma jej tylko jeden egzemplarz, dostępny wyłącznie w czytelni.

 

wszystko z kategorii: Recenzje literatury regionalnej <<   >>